Nie lubię chodzić do lekarzy
Nie od dzisiaj. Nie lubię i już. No, nie wszystkich, ale pewien typ lekarza.Na całe szczęście nie muszę ich odwiedzać zbyt często, ale mimo to uczucie dyskomfortu pozostaje.
Od lat choruję na łuszczycę. To nieuleczalna, niezaraźliwa choroba skóry. A właściwie układu immunologicznego, a jego złe działanie uwidocznia się na skórze. Żyjemy tak sobie razem z Ł. już 17 lat. Przez ten czas zaakceptowałam chorobę, pogodziłam się z jej nawrotami. Nauczyłam się także wsłuchiwać w swoje ciało i szukać dla niego najlepszych rozwiązań.Bo każdy z nas jest inny, każdemu pomaga inna kuracja. Nie ma gotowych algorytmów, którymi można rozwiązać problemy wszystkich ludzi.
Tymczasem Pewien Typ Lekarza wciąż się przewija przez moje życie targając mi nerwy i marnując mój cenny czas. To nie tak, że nie szanuję ludzi wykonujących ten zawód. O nie! Doceniam ich intelekt, to, że poświęcili wiele lat na studia i naukę. To wszystko jest ważne. Ale drodzy lekarze! Czy nie zapominacie o czymś najważniejszym? Że leczycie człowieka, który ma rozum i uczucia, rodzinę, godność osobistą ? Nie leczycie choroby tylko człowieka. Nie jesteśmy przedmiotem, czy teorią, która nie zgłosi sprzeciwu.
Moja wizyta u lekarza (najczęściej dermatologa) zwykle przebiega tak:
- Dzień dobry, choruję na łuszczycę.
- Od jak dawna?
- Od 17 lat. Pomaga mi to i tamto. Nie stosuję sterydów.
- Ja tu jestem od stawiania diagnozy. Proszę się rozebrać. Acha, acha......Proszę Pani, to łuszczyca.
- Wiem, mam ją od 17 lat. Leczyłam się już u tego i tamtego lekarza, byłam w tym i tym szpitalu.
- Dobrze, zapiszę Pani steryd.
- Ale ja nie używam sterydów.
- No dobrze, to zapiszę Pani X
- A co to takiego?
- Też steryd, ale łagodniejszy
- Ale ja już mówiłam, że nie używam sterydów.
- Ale ja Pani zapiszę, może się Pani zdecyduje.
- Ale ja nie zamierzam go wykupywać. Sterydy mi nie pomagają, uzależniają tylko skórę dając złudny efekt szybkiego leczenia, by potem zaatakować ze zdwojoną siłą. Do tego odkładają się w nerkach i stawach.
- To ja Pani wypiszę jeszcze jeden lek.
- Steryd?
- Nie.
Wychodzę od takiego lekarza z wachlarzem recept, które automatycznie lądują w koszu. Nie wiadomo po co i na co było to wszystko.Moje poczucie godności maleje do zera. Wścieklicy jasnej dostaję w aptece, gdy dowiaduję się, że ten ostatni zapisany lek jest również sterydem! No kurna! Masz mnie za idiotę? Że się nie dowiem? Czemu to ma służyć?
Pewien Typ Lekarza nachodzi mnie z nagła. Zwykle to tak, że nie wiem, kim on jest. Zapisuję się na wizytę mając tylko kryterium odległości lub dostępności. I jestem u niego 2 razy: pierwszy i ostatni.
Marzy mi się taki lekarz, który nie będzie urzędnikiem wypełniającym druczki, gdzie trzeba mnie wpisać do jakiejś tabeli, zakwalifikować do jakiegoś kodu. taki, który będzie wiedział czym i jak się leczy człowieka- nie chorobę. I takiego, który oprócz arsenału tabletek i maści będzie jeszcze miał wiedzę z zakresu funkcjonowania człowieka i będzie umiał doradzić, co jeść, co pić, żeby funkcjonować lepiej. Mrzonki? Wiem, jestem idealistką. Dlatego piszę, że marzy mi się ;) Tacy lekarze są,, istnieją. Znam kilku :) Ale cała reszta? Czyżby stracili młodzieńczy zapał i żyją w matni firm farmaceutycznych, które płacą im za przepisywanie konkretnego leku?
Na szczęście teraz już mam swojego lekarza. Tylko czasami muszę skorzystać z usług innego. Niestety mój lekarz ma jedną wadę - 160 zł za wizytę. Cóż, za dr przed nazwiskiem trzeba płacić ;) Albo, jak mawia mój mąż, uczyć się. Bo kto Ci bronił zostać lekarzem ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz